Peru

Morena

For lunch, we headed to Morena Peruvian Kitchen, just a few steps from Cusco’s cathedral. It’s one of the city’s top-rated restaurants, and it really lives up to the hype. The place has this perfect blend of rustic charm and modern boho-chic—white plaster walls, Cusqueño stone details, local art on the walls, and cozy wicker chairs that invite you to sink in and relax. After wandering through the museum and cathedral, it was exactly what we needed.

 

Na lunch wybraliśmy się do Morena Peruvian Kitchen, restauracji położonej dosłownie kilka kroków od katedry. To jedno z najlepiej ocenianych miejsc gastronomicznych w mieście i rzeczywiście trzyma wysoki poziom. Wnętrze łączy nowoczesność z rustykalnym klimatem: białe tynkowane ściany, lokalny kamień, rękodzieło i sztuka wspólczesna z regionu, a do tego wygodne wiklinowe krzesła i przytulna atmosfera. Po zwiedzaniu muzeum i katedry był to idealny moment, żeby na chwilę odetchnąć.

While we waited for our food, the staff brought out a basket of warm, freshly baked breads with herbed butter—simple, but such a nice touch.

Na przystawkę, zanim jeszcze dostaliśmy zamówione dania, podano nam koszyczek świeżo wypiekanego pieczywa z masłem ziołowym. Bardzo przyjemne czekadełko.

Marcin was feeling adventurous and ordered the cuy—that’s guinea pig, marinated in traditional herbs and served with native potatoes, cheese, corn, and salad. He’d been curious to try it, though I had a feeling it wouldn’t become his favourite (they’re fatty, bony little creatures), and I wasn’t wrong. Still, the dish was beautifully prepared and presented.

Marcin zdecydował się na cuy, czyli pieczoną świnkę morską – klasyk kuchni peruwiańskiej. Bardzo chciał spróbować świnkę, chociaż przeczuwałam, że nie będzie nią wcale zachwycony (to w końcu małe tłuste zwierzątka z dużą ilością kości). No i miałam rację, ale przynajmniej mamy już próbowanie cuy z głowy. Mięso było podane z lokalnymi ziemniakami, serem, kukurydzą i sałatką i trzeba przyznać, że danie było naprawdę dobrze przygotowane. Jak na świnkę.

I went for El Trio, which included:

1.     Classic ceviche—yes, more ceviche, and I regret nothing. This version was quite traditional: raw marinated trout in citrus juices with red onions, cilantro, chili peppers, and big chunks of corn. So fresh.

2.     Arroz con mariscos—a rich, creamy mix of grilled seafood over risotto, spiced Peruvian-style and topped with a bit of parmesan.

3.     Jalea—golden fried calamari, crispy and light.

Ja wybrałam El Trio, czyli zestaw trzech dań:

1.     Klasyczne ceviche – tak, znowu ceviche, i znowu absolutnie pyszne. Tym razem w bardziej tradycyjnym wydaniu: surowy pstrąg marynowany w soku z cytrusów, z cebulą, kolendrą, papryczkami chili i kukurydzą.

2.     Arroz con mariscos – kremowe risotto z mieszanką grillowanych owoców morza, doprawione w stylu peruwiańskim, z odrobiną parmezanu.

3.     Jalea – panierowane i smażone kalmary, chrupiące i delikatne.

We also ordered the cocktail of the day, which was made table-side—always a fun little show. Everything was flavourful and satisfying, and the vibe of the restaurant made it even better.

Now, recharged and full, we’ve got one more church to visit on the Plaza de Armas. Let’s see if we can squeeze in a bit more history before the day winds down.

Do tego zamówiliśmy koktajl dnia, przygotowany bezpośrednio przy naszym stoliku – taki mały pokaz, który świetnie dopełnił całego doświadczenia. Jedzenie było naprawdę smaczne, a klimat w restauracji bardzo przyjemny.

Najedzeni i zadowoleni ruszamy jeszcze zobaczyć ostatni kościół przy Plaza de Armas.

Learning about the region (Museo Inka)

As this is our first full day in Cusco, we decided to take it a bit easy. We're still acclimatising to the high altitude—coca tea helps (headache’s gone!), but even a short uphill walk leaves us breathless.

So, instead of heading straight for the hills, we started with something gentle and close by: the Inca Museum, just a few steps from the cathedral. It’s not only conveniently located, but also one of the best places to dive into the Inca world and the rich patchwork of pre-Hispanic cultures that came before them.

The museum is housed in a stunning colonial mansion known as Casa del Almirante—the House of the Admiral. Built in the 17th century by Admiral Alderete Maldonado, it sits atop original Inca foundations. Despite being damaged in the 1950 earthquake and partially demolished in 1952, it has been beautifully restored. Above the doorway, a stone-carved coat of arms—a relic of the Alderete and Maldonado families’ legacy—is still visible. Stepping inside really does feel like entering a time portal.

 

To nasz pierwszy pełny dzień w Cusco, więc postanowiliśmy podejść do zwiedzania na spokojnie. Wysokość nad poziomem morza wciąż daje się nam we znaki — herbata z koki pomaga (ból głowy minął!), ale nawet krótki spacer pod górę kończy się spektakularną zadyszką. Zamiast więc od razu ruszać na podboje okolicznych ruin, zaczęliśmy od czegoś mniej wymagającego i odwiedziliśmy położone dosłownie kilka kroków od katedry Muzeum Inków. Nie tylko ze względu na to, ze było blisko, ale przede wszystkim dlatego, ze to jedno z najlepszych miejsc, by zacząć poznawać historię królestwa Inków i kultur, które istniały na tych terenach przed nimi.

Muzeum mieści się w pięknej kolonialnej rezydencji znanej jako Casa del Almirante, czyli Dom Admirała. Została ona wzniesiona w XVII wieku przez admirała Alderete Maldonado, na fundamentach dawnej budowli inkaskiej. Choć została poważnie uszkodzona podczas trzęsienia ziemi w 1950 roku i częściowo rozebrana dwa lata później, do dziś zachowała swój kolonialny urok. Nad wejściem ciągle można zobaczyć kamienny herb rodzin Alderete i Maldonado.

Despite the name, the Inca Museum doesn’t focus only on the Incas. It walks you through thousands of years of Peruvian history, from ancient cultures like the Chavín, Paracas, and Nazca, through the Moche, Wari, Chancay, and Chimú, up to the Inca Empire itself. Highland cultures like Pucará, Tiwanaku, and Collao also get a spotlight.

 

Wbrew nazwie, muzeum nie wystawia jedynie eksponatów związanych z Inkami. Wejście tu to prawdziwa podróż w czasie przez prekolumbijskie cywilizacje Peru — od najstarszych, jak Chavín i Paracas, przez Nazca, Moche, Wari, Chancay i Chimú, aż po samych Inków. Są też tu reprezentowane kultury z wyżyn, jak Tiwanaku czy Collao.

The museum holds a wide range of artifacts: ceramics and pottery from different periods, including an extensive collection of keros, the traditional Inca drinking vessels. There are also displays of textiles, jewellery, tools, and weapons, each offering insight into daily life, craftsmanship, and ceremonial practices. Throughout the exhibits, there’s plenty of contextual information linking these ancient cultures to present-day Quechua communities, highlighting continuity in traditions like weaving, agriculture, and spiritual life.

 

Ekspozycje zawierają ceramikę, naczynia rytualne, w tym pięknie zdobione keros – tradycyjne kubki do picia, tekstylia, ozdoby, narzędzia, broń… wszystko, co opowiada o codziennym życiu, rytuałach i wierzeniach dawnych lokalnych społeczności. Co ciekawe, muzeum świetnie pokazuje też ciągłość tych tradycji — wiele z nich (od tkania po rytuały rolnicze)  przetrwało do dziś w kulturze Quechua, którą w Cusco jest ciągle żywa.

The museum also explores how the Incas viewed death and the afterlife, showing how these beliefs were deeply rooted in both daily life and ritual. There are real mummies on display—perfectly preserved and surrounded by burial offerings in a cave-like tomb.

One section displays skulls showing evidence of trepanation—a form of ancient cranial surgery—as well as deliberate cranial shaping, both practiced by various pre-Columbian cultures.

 

Jedna z bardziej poruszających sal muzeum zawiera zmumifikowane ciała, ułożone w pozycji siedzącej. Mumie to ważny element wierzeń związanych ze śmiercią i życiem po życiu w andyjskich kulturach.

Zaskoczyły nas też czaszki z widocznymi śladami trepanacji i modelowania kształtu głowy — takie praktyki medyczno-rytualne stosowano tu na długo przed erą nowoczesnej chirurgii.

There are also dioramas and architectural models illustrating various aspects of traditional life as well as the layout of Cusco, designed in the shape of a puma, reflecting the city’s symbolic and spiritual significance. We also got our first proper look at Machu Picchu, with models and explanations that helped us understand its place within the Inca world and the broader Andean landscape.

Obejrzeliśmy również dioramy ilustrujące różne aspekty tradycyjnego życia oraz plany Cusco, miasta zaprojektowanego w kształcie pumy — symbolu siły i duchowej energii, a także makiety Machu Picchu, które pomogły nam lepiej zrozumieć, jak ta słynna osada wpisuje się w większy kontekst Imperium Inków.

The final section of the museum covers the Spanish conquest, with displays showing the destruction and cultural fusion that followed. Colonial-era furniture, paintings, miniatures, and sculptures illustrate how Andean and European worlds collided and intertwined.

 

Ostatnia część wystawy poświęcona jest okresowi konkwisty i przemianom, które przyniósł kontakt z Hiszpanami. Pokazano meble kolonialne, portrety, miniatury i rzeźby, obrazujące zarówno zniszczenie, jak i stopniowe przenikanie się dwóch światów: andyjskiego i europejskiego.

If you’re used to sleek, interactive museums like the ones in London, Museo Inka might feel a bit old-school. There are lots of glass cases, paper labels, and worn display panels. But what it lacks in modern presentation, it makes up for with depth and richness.

We spent a few hours there, and honestly—we needed a break afterward just to process everything. It’s an incredibly comprehensive introduction to the Andes’ ancient cultures, and a perfect way to begin exploring Cusco.

 

Dla osób przyzwyczajonych do nowoczesnych, multimedialnych muzeów — jak te w Londynie — Museo Inka może wydawać się trochę staroświeckie. Wiele tu gablot, papierowych etykiet i plansz, które miejscami noszą ewidentne ślady zużycia. Mimo to muzeum nadrabia wszystko bogactwem ekspozycji i szerokim ujęciem tematu.

Spędziliśmy tam kilka godzin — i szczerze mówiąc, potrzebowaliśmy potem dobrej chwili, żeby to wszystko przetrawić. To świetne wprowadzenie do świata starożytnych kultur Andów, a także idealny początek naszej eksploracji Cusco.

The first breakfast

After a morning of exploring, we returned to the Plaza de Armas Hotel for a well-earned breakfast. The dining area welcomed us with a bright buffet full of inviting options. There were fresh vegetables and crunchy pickles, alongside warm trays of bacon, eggs, and sausages. A selection of fruit and cereals added a lighter touch, and baskets of breads and sweet pastries tempted from the corner. We could order coffee, tea, or a cup of thick, delicious hot chocolate that felt like a treat in itself. Coca tea and fresh juices were also on hand—available any time, which was a nice touch.

It was the kind of breakfast that let you linger, take a breath, and just enjoy the moment—simple, satisfying, and full of little comforts.

Po porannym spacerze wróciliśmy do hotelu Plaza de Armas, gdzie czekało na nas śniadanie. W restauracji hotelu stał już gotowy bufet, z którego uśmiechały się nas warzywa, marynaty, chrupiący bekon, jajka i kiełbaski. Do tego owoce, musli oraz różne rodzaje pieczywa i słodkich wypieków. Można było zamówić kawę, herbatę albo gęstą, pyszną czekoladę na gorąco. Herbata z liści koki i świeże soki były dostępne przez cały czas.

To było takie śniadanie, które pozwala się na chwilę zatrzymać, zrelaksować i po prostu cieszyć chwilą – bez pośpiechu (nie będziemy sobie przecież wypominać, że także bez umiaru).

The plaque on Plaza de Armas

The Inca Empire, known as Tahuantinsuyo, was the most extensive and influential civilisation in South America before the arrival of Europeans. It thrived between the 15th and 16th centuries and stretched across present-day Peru, Bolivia, Ecuador, Chile, Argentina, and Colombia. Its size and cultural richness made it the most important civilisation in the region.

The name Tahuantinsuyo comes from the Quechua language, combining "tahua" (meaning "four") and "suyo" (meaning "region"). It referred to the four major regions into which the empire was divided, all organized around its capital, Cusco. These four suyus were Chinchaysuyo to the northwest, Antisuyo to the northeast, Contisuyo to the southwest, and Collasuyo to the southeast.

Collasuyo was the largest of the four regions but had the lowest population density. It began just south of Cusco, in the area of Urcos, and extended across the highlands of the Lake Titicaca region. On the coast, its territory ran from the south of Arequipa to the Maule River near the empire's southern border.

Contisuyo, to the southwest of Cusco, included lands between the Quilca and Ica river valleys, forming a strip that connected the highlands to the Pacific coast.

Chinchaysuyo covered the area northwest of Cusco, stretching from Ayacucho and Ica up to the Ancasmayo River. This region was among the most economically and culturally developed in the empire.

Antisuyo began northeast of Cusco and reached into the eastern slopes of the Andes, pushing toward the Amazon high jungle. Due to difficult terrain and climate, expansion in this direction was limited.

The empire’s heart, Cusco, served as the political and religious center. The city was designed in the shape of a puma, a sacred animal in Inca cosmology. The massive fortress of Sacsayhuamán represented the puma’s head, while the rest of the city formed its body. The main square, Plaza de Armas, was located at the puma’s underbelly, positioned between the front and back legs. And this is the meaning of the plaque below that I photographed on the square.

Imperium Inków, znane jako Tahuantinsuyo, było największą i najbardziej wpływową cywilizacją w Ameryce Południowej przed przybyciem Europejczyków. Rozkwitało ono w XV i XVI wieku, obejmując tereny dzisiejszego Peru, Boliwii, Ekwadoru, Chile, Argentyny i Kolumbii. Ogromne terytorium oraz bogactwo kulturowe uczyniły z niego najważniejsze państwo prekolumbijskie na tym kontynencie.

Nazwa Tahuantinsuyo pochodzi z języka keczua, który był językiem rdzennych ludów andyjskich. Powstała z połączenia słów tahua („cztery”) i suyo („region”). Określenie to odnosiło się do podziału imperium na cztery główne części, których centrum stanowiła stolica – Cusco. Regiony te to: Chinchaysuyo na północny zachód, Antisuyo na północny wschód, Contisuyo na południowy zachód i Collasuyo na południowy wschód.

Collasuyo był największym z regionów, ale jednocześnie najmniej zaludnionym. Zaczynał się na południe od Cusco, w okolicach miejscowości Urcos, i rozciągał się przez wyżyny regionu jeziora Titicaca. Po stronie wybrzeża obejmował tereny od południa dzisiejszego Arequipy aż po rzekę Maule, która wyznaczała południową granicę imperium.

Contisuyo, położony na południowy zachód od Cusco, obejmował ziemie między dolinami rzek Quilca i Ica, łącząc góry z wybrzeżem Pacyfiku.

Chinchaysuyo rozciągał się na północny zachód od Cusco – od rejonów Ayacucho i Ica aż po rzekę Ancasmayo. Był to jeden z najbardziej rozwiniętych gospodarczo i kulturowo obszarów imperium.

Antisuyo zajmował tereny położone na północny wschód od Cusco, sięgające podnóży Amazonii. Trudne warunki geograficzne i klimatyczne ograniczyły możliwości dalszej ekspansji w tym kierunku.

Stolica imperium, Cusco, pełniła funkcję politycznego i religijnego centrum państwa. Miasto zaplanowano na kształt pumy, która była zwierzęciem świętym w wierzeniach Inków. Monumentalna forteca Sacsayhuamán tworzyła głowę pumy, a pozostała część miasta – jej ciało. Główny plac, Plaza de Armas, znajdował się w miejscu odpowiadającym brzuchowi zwierzęcia, między jego przednimi a tylnymi łapami. I to wyjaśnia plakietkę poniżej, sfotografowaną na placu.

Early morning in Cusco

Today, we rose before the sun. We were up, dressed and out at 5 a.m. when the city still held its breath. Plaza de Armas, usually buzzing with life, was pleasantly quiet in the early light.

We walked through and around the square, watching as morning unfolded. Slowly, the sky began to lighten up. The first rays of sun kissed the wooden balconies of the Portal de Panes, turning them golden. Colours sharpened, shadows stretched, and the city began to stir.

Shops lifted their shutters and opened,  one by one. Locals are passing through with quiet purpose. Tourists trickle in with cameras slung over their shoulders, a few at a time, bringing the plaza gently back to life.

It is time for breakfast.

 

Wstaliśmy dzisiaj przed wschodem słońca, o piątej rano byliśmy już po prysznicu, ubrani i gotowi do wyjścia. Miasto jeszcze spało, kiedy ruszyliśmy na obchód Plaza de Armas, żeby zobaczyć je w porannym świetle. Plac, który zazwyczaj tętni życiem, o tej porze był niemal pusty. Cicho, spokojnie, jakby na chwilę czas się zatrzymał.

Spacerowaliśmy bez pośpiechu, chłonąc spokój wczesnego poranka. Kiedy wreszcie pierwsze promienie słońca dotknęły drewnianych balkonów Portal de Panes, wszystko wokół nabrało ciepłych barw, a kolory stały się bardziej nasycone, żywe.

Powoli sklepy zaczęły podnosić rolety, jeden za drugim. Na placu pojawiają się pierwsi przechodnie — najpierw mieszkańcy, potem turyści. Plac zaczyna budzić się do życia.

Pora to więc na śniadanie.