drinks

Viola's room

We had a pleasant experience at the Art of the Brick, although the exhibition itself was not particularly big. As such, before heading home, we decided to check out the famous Viola’s Room. But first, we stop by the Upmarket Brick Lane Food Hall for some street food. This food market is rather big offering a diverse selection of options, and since we arrived early, it is pleasantly uncrowded.

 

Nasza wizyta w Art of the Brick była raczej udana, ale sama wystawa nie była szczególnie duża. Dlatego też przed powrotem do domu postanowiliśmy zahaczyć o słynny Viola’s Room.  Ale najpierw zatrzymujemy się w Upmarket Brick Lane Food Hall na street food. Ta hala targowa oferuje różnorodne potrawy głównie kuchni azjatyckiej, a ponieważ zjawiamy się wcześnie, omijają nas tłumy i kolejki.

Viola’s Room is an immersive experience that transports a small group of participants—capped at six, though our group consisted of just five—through a dimly lit dreamscape as Helena Bonham-Carter narrates Daisy Johnson’s story (an adaptation of a gothic mystery by Barry Pain called The Moon-Slave ).

 “Follow the light” is a very simple instruction from the immersive theatre company Punchdrunk, and that we do. Barefoot. And with headphones on.

The experience unfolds linearly, allowing us to walk through the narrative as if we are inside of the story. The light guides us and we follow it like human moths drawn to a flame, often brushing against the walls of narrow corridors, feet encountering different textures that match the storyline: it feels sometimes like walking through a soft sand, and the other times like stepping on old polished wood, soft carpets or grass and tree roots. It is not for people with claustrophobia I must say. The pathway is often narrow and the light is usually scarce apart from a few vividly crafted scenes illustrating the turning points of the story (the banquet hall, the lights in the garden, the tree with ballet shoes, to name just a few – they are beautifully created, with great attention to details and quite lavish imagination). Traversing this dreamscape feels very much like sleepwalking, moving through the surreal landscape of someone else’s dream. The atmosphere is exciting but tinged with a subtle layer of anxiety and foreboding that keeps us on our toes. Once the narrative reaches its conclusion (I am not going to talk about the plot to not spoil it for future visitors) we are treated to a warm foot bath and fluffy towels, allowing us to reorient ourselves before donning our shoes. Finally, we stop for a drink in a dimly illuminated bar.

 

Viola’s Room to teatr immersyjny, który przenosi małą grupę uczestników — ograniczoną do maksymalnie sześciu osób, chociaż nasza grupa składała się z zaledwie pięciu — do oświetlonego przygaszonym światłem świata snów, podczas gdy Helena Bonham-Carter opowiada historię napisaną przez Daisy Johnson (chociaż warto dodać, że jest to adaptacja gotyckiej noweli Barry’ego Paina zatytułowanej The Moon-Slave).

„Podążaj za światłem” to bardzo prosta instrukcja od Punchdrunk, grupy teatralnej odpowiedzialnej za ten spektakl i to dokładnie robimy. Boso. I w słuchawkach.

Cała historia rozwija się liniowo, pozwalając nam przejść przez narrację, jakbyśmy byli jej częścią. Światło nas prowadzi, a my podążamy za nim niczym ludzkie ćmy, często ocierając się o ściany wąskich korytarzy, podczas gdy stopy napotykają różne faktury, pasujące do aktualnej fabuły: czasami wydaje się, że idziemy po miękkim piasku, a innym razem, że stąpamy po starym polerowanym drewnie, miękkich dywanach lub trawie i korzeniach drzew. Myślę sobie, że to dobrze, że nie mamy z Marcinem klaustrofobii. Ścieżka jest często wąska, a światło zwykle skąpe, poza kilkoma barwnie wykreowanymi scenami ilustrującymi punkty zwrotne opowieści (sala bankietowa, światła w ogrodzie, drzewo obwieszone baletkami, żeby wymienić tylko kilka – są one pięknie stworzone, z wielką dbałością o szczegóły i polotem wyobraźni). Przemierzanie tych instalacji przypomina trochę lunatykowanie, jakbyśmy poruszali się przez surrealistyczny krajobraz czyjegoś snu. Atmosfera jest ekscytująca, ale podszyta subtelną warstwą niepokoju i złego przeczucia, które trzymają nas cały czas w napięciu. Gdy narracja dobiega końca (nie będę opowiadać o fabule, żeby nie zepsuć nikomu zabawy), czeka na nas ciepła kąpielą stóp i swieże ręczniki. Na koniec, już z butami na nogach, zatrzymujemy się na drinka w nastrojowo oświetlonym barze.

On our way back, we decide to stop by the Outernet to see if there are any new presentations on display. To our delight, there are! We linger for about half an hour. Check them out!

W drodze powrotnej postanawiamy zatrzymać się przy Outernet, aby sprawdzić, czy są jakieś nowe prezentacje. Ku naszej uciesze, są! Zatrzymujemy się więc na około pół godziny. Poniżej nasza krótka video relacja.

Afterwards, we head over to the Bao Spot on Newport Street to keep our street food theme going strong. Just a few meters away, we can’t resist popping into Donutelier, which has gained a reputation as the best doughnut shop in London. We grab a selection of their fantastic doughnuts to enjoy as a sweet treat before catching the train home (and then at home). And we also get some free sweets at the train station, too. Marcin likes them, me - not so much.

 

Następnie udajemy się do Bao Spot na Newport Street, aby podtrzymać dzisiejszy motyw przewodni, czyli street food. Kilka metrów dalej nie możemy się też oprzeć, by nie wpaść do Donutelier, który zyskał reputację najlepszego sklepu z pączkami w Londynie. Kupujemy kilka ich fantastycznych pączków, aby cieszyć się nimi jako słodką przekąską przed złapaniem pociągu do domu (i w domu). A jeszcze dostajemy darmowe słodycze na stacji Waterloo. Marcin je zjada, bo mi tak średnio smakują.

EL&N Wardour Street

We are meeting my friend Jen today, so we decided to have our lunch in the same café EL&N at Wardour Street. It turns out to be very busy today but we are lucky and after 10-15 minutes of waiting we land at the table for four.

​Spotykamy się dzisiaj z moją koleżanką, Jen, więc postanowiliśmy zjeść lunch w tej samej kawiarni - E&L przy Wardour Street. Okazuje się, że dzisiaj jest bardzo tłoczno, ale mamy szczęście i już po 10-15 minutach oczekiwania lądujemy przy stoliku dla czterech osób.

 

We order truffle cacio e pepe and Dutch baby pancakes, which are delicious. My matcha is also great if surprisingly bitter. Marcin makes up for it with his very sweet latte.

Zamawiamy truflowe cacio e pepe i holenderskie mini naleśniki i wszystko jest pyszne. Moja matcha jest również świetna, choć zaskakująco gorzka. Marcin nadrabia to bardzo słodką latte.

And then Jen and her daughter join us, and the cake bonanza begins. We make a selection of some traditional ones and some Halloween specials. Yes, it definitely is a serious sugar overload…

 

A potem dołączają do nas Jen i jej córka i zaczyna się ciastkowa bonanza. Łączymy tradycyjne ciastka z kilkoma z oferty Halloween. Tak, to popołudnie to zdecydowanie krok w stronę insulinooporności…

The Moroccan Culinary Art Museum

The Moroccan Culinary Art Museum is a hidden gem nestled behind its medieval ochre walls in the heart of the medina, not far away from the Bahia Palace. As we step inside, we are transported to a tranquil oasis that makes us forget the relentless heat and noises of the outside world.

Muzeum Marokańskiej Sztuki Kulinarnej jest ukryte za średniowiecznymi murami w kolorze ochry, w sercu medyny, niedaleko Pałacu Bahia. Wchodząc do środka, zostajemy przeniesieni do spokojnej oazy, która pozwala zapomnieć o nieubłaganym upale i hałasie świata zewnętrznego.

The museum's three floors are dedicated to showcasing the rich culinary heritage of Morocco, with exhibitions carefully curated to take visitors on a journey through various aspects of local cuisine. From the origins of spices to the art of table setting, each section presents a unique element of Moroccan gastronomy. As we explore the museum, we discover traditional techniques for preserving food such as khlii, butter, olives, preserved lemons, and also the various flours used for bread making.

Trzy piętra muzeum poświęcone są prezentacji bogatego dziedzictwa kulinarnego Maroka, a wystawy zostały starannie dobrane tak, aby zabrać zwiedzających w podróż po różnych aspektach lokalnej kuchni. Od początków przypraw po sztukę nakrywania stołu, każda sekcja przedstawia unikalny element kuchni marokańskiej. Zwiedzając muzeum, odkrywamy tradycyjne techniki konserwowania żywności, takiej jak khlii, masło, oliwki i konserwowane cytryny, a także różne mąki używane do wypieku chleba.

The museum is located in an 18th-century Riad, which has been meticulously renovated to maintain its original charm. The riad palace, which once belonged to a Marrakesh notable, boasts two interior courtyards and spans over 5000 square meters. The central courtyard is adorned with a stunning Carrara marble fountain surrounded by four olive trees and two lavish salons with ceilings that soar over 16 feet high. This serene atmosphere provides a perfect setting for immersing yourself in the world of Moroccan cuisine and culture.

 

Muzeum mieści się w XVIII-wiecznym Riadzie, który został pieczołowicie odrestaurowany, aby zachować swój pierwotny urok. Ten piękny riad, który niegdyś należał do notariusza z Marrakeszu, może pochwalić się dwoma wewnętrznymi dziedzińcami i zajmuje powierzchnię ponad 5000 metrów kwadratowych. Centralny dziedziniec ozdobiony jest fontanną z marmuru z Carrary, otoczoną czterema drzewami oliwnymi i dwoma wystawnymi salonami z sufitami wznoszącymi się na ponad 5 metrów.

The courtyard is also a wonderful setting for a glass (or two) of cold juice.

Dziedziniec jest także wspaniałym miejcówką do posiedzenia ze szklaneczka (lub dwoma) zimnego soku.

The House of Photography

The first place we are this afternoon is The House of Photography, located in a beautifully restored traditional Moroccan riad in the Medina, not too far from our hotel. The architecture of the building features intricate tilework, carved wooden doors, and decorative arches typical of Moroccan design. The internal courtyard is adorned with a central fountain and lush greenery, creating a tranquil and inviting atmosphere.

The museum is dedicated to the history and culture of photography in Morocco. It houses a collection of historic photographs, glass negatives, cameras, and related artifacts dating from 1870 to 1960, and offers visitors the opportunity to explore the development of photography in Morocco and its impact on the country's culture and history.

 

Pierwszym miejscem, które odwiedzamy tego popołudnia, jest Dom Fotografii, mieszczący się w pięknie odrestaurowanym tradycyjnym marokańskim riadzie w Medynie, całkiem niedaleko od naszego hotelu. W architekturze budynku zwracają uwagę piękne kafelki, rzeźbione drewniane drzwi i dekoracyjne łuki typowe dla stylu marokańskiego. Wewnętrzny dziedziniec ozdobiony jest centralną fontanną i bujną zielenią.

Muzeum poświęcone jest historii fotografii w Maroku i zawiera kolekcję historycznych fotografii, szklanych negatywów, aparatów fotograficznych i powiązanych artefaktów z lat 1870–1960, oferując zwiedzającym wgląd w rozwój fotografii w Maroku i jej wpływ na kulturę i historię kraju.

The rooftop terrace, where a little café is located, offers a nice view of the city and a peaceful retreat from the relentless heat. We relax with a glass of fresh orange juice and take in the beauty of Marrakech.

 

Z tarasu na dachu, na którym znajduje się mała kawiarnia, roztacza się ładny widok na miasto, a cień i powiewy wiatru oferują wytchnienie od nieubłaganego upału. Relaksujemy się przy szklance świeżego soku pomarańczowego i podziwiamy piękno Marrakeszu.

Moroccan tea

Ugh, it's a scorcher today - temperatures are in the 40s! We decided to beat the heat by retreating to our riad for a short rest. As usual, they whipped up a delicious Moroccan tea for us in no time. I'll save the full review of our riad for another post, but let's just say it's absolutely amazing.

Matko, jakie dzisiaj są upały – temperatury sięgają czterdziestu stopni! Jesteśmy już tak wyrąbani od tego gorąca, że postawiamy wpaść do naszego riadu na krótki odpoczynek. Jak zwykle w mgnieniu oka przygotowali dla nas pyszną marokańską herbatę. Pełną recenzję naszego riadu zachowam na inny post, ale powiedzmy sobie wprost, że jest on zajefajny.