fine dine

Gucci Osteria

Today, for lunch, we are heading to Gucci Osteria da Massimo Bottura. It's an upscale dining spot, definitely not cheap, but we decided to give it a go for the experience. Our future selves can worry about the state of our bank account. The osteria's building facade features beautiful fairy-tale-like paintings with a strong Alice in Wonderland vibe, making it easy to spot.

 

Dziś na lunch wybieramy się do Gucci Osteria da Massimo Bottura. To ekskluzywna restauracja i zdecydowanie nie tania, ale raz się żyje. O stan naszego konta bankowego będą martwić się nasze wersje z przyszłości. Na fasadzie budynku osterii znajdują się piękne, bajkowe malowidła z silnym klimatem Alicji w Krainie Czarów, dzięki czemu trudno ją przeoczyć.

The interior looks just as fancy. We are guided through a green corridor full of mirrors to an elevator that takes us up to the top floor.

Wnętrze wygląda równie imponująco. Prowadzeni jesteśmy zielonym, pełnym luster korytarzem do windy, która zawiezie nas na ostatnie piętro.

The head chef at Gucci Osteria Tokyo is Antonio Iacoviello, who previously worked under Bottura at Osteria Francescana. Iacoviello combines contemporary Italian cuisine with the finest artisanal Japanese ingredients from both land and sea. We opted for the tasting menu, which lived up to the Michelin-star quality we expected.

Szefem kuchni w Gucci Osteria Tokyo jest Antonio Iacoviello, który wcześniej pracował pod okiem Bottury w Osteria Francescana. Iacoviello łączy współczesną kuchnię włoską z najlepszymi japońskimi składnikami. Zdecydowaliśmy się dzisiaj na menu degustacyjne, na zdjęciach poniżej widać, co pożarliśmy.

Deraliye

Today we decided to celebrate our stay in Istanbul with a dinner at a restaurant recommended by Micheline's guide – Deraliye. Immediately after entering, my eyes are drawn to the upholstery of the chairs with paintings of the sultans. They seat us in the corner of a room stylised to look like an old Ottoman palace. I like this evening already. The menu doesn't disappoint, either.

Deraliye Restaurant offers a selection of dishes that used to be served at the court of the Ottoman Empire. They state that their cuisine “combines the best characters from many cultures: Turkish, Arabic, Mediterranean, Balkan, Caucasian and others… Best chefs of the magnificent period, during many centuries, created their culinary masterpieces for the Sultans and their courtiers.”

 

Dzisiaj postanawiamy uczcić pobyt w Stambule kolacją w restauracji polecanej przez przewodniki Michein – Deraliye. Od razu po wejściu moje oczy przyciągają obicia krzeseł z malowidłami sułtanów. Sadzają nas w rogu pomieszczenia stylizowanym na stary otomański pałac. Już mi się ten wieczór podoba. Menu także nie zawodzi.  

Restauracja Deraliye oferuje wybór dań serwowanych niegdyś na dworze Imperium Osmańskiego. Jak sami twierdzą, ich kuchnia „łączy najlepsze elementy z wielu kultur: tureckiej, arabskiej, śródziemnomorskiej, bałkańskiej, kaukaskiej i innych… Najlepsi szefowie kuchni przez wiele stuleci tworzyli swoje kulinarne arcydzieła dla sułtanów i ich dworzan”.

Let’s try it.

We take cabbage rolls with mussels as a starter, but before it arrives, they bring us balloon bread (a type of flatbread with nigella seeds cooked quickly in a traditional oven so that it crisps and puffs up) with meze.

Then it is time for soups. Lentil soup with garlic for me and fish soups with vegetables, ginger and lemon for Marcin.

 

No to spróbujmy. Na przystawkę bierzemy mini gołąbki z małżami, ale zanim je przygotują, przynoszą nam chleb balonowy (rodzaj podpłomyka z czarnuszką pieczonego szybko w tradycyjnym piecu żeby był chrupki i napuszony) z meze. Następnie jest czas na zupy. Zupa z soczewicy z czosnkiem dla mnie i zupa rybna z warzywami, imbirem i cytryną dla Marcina.

For mains, Marcin picks pistachio kebab, and I order beef in herbs, followed by katmer, a traditional Turkish dessert with pistachio, cream and butter in thin baklava dough, served with ice cream.

Everything is delicious. It was a really good choice to dine here.

 

Na danie główne Marcin wybiera kebab pistacjowy, a ja zamawiam wołowinę w ziołach, a potem nadchodzi katmer, tradycyjny turecki deser z pistacjami, śmietaną i masłem w cienkim cieście baklava, podawany z lodami.

Wszystko jest pyszne. Obiadokolacja tutaj to był naprawdę dobry wybór.

Cafe des Amis

Dinner tonight it is one of the best restaurants of Pattaya, Café des Amis. They serve French and European cuisine, which is a nice change as we had mostly Thai food recently. The lights in the restaurant are quite deem but there are UFO shaped lights for everyone (to read menu in comfort). So obviously we have fun taking pictures whilst playing with lights.  Our starters, damplings and beef are delicious, and the desert is served aflame.

 

Dzisiejszy obiad jemy w jednej z najlepszych restauracji w Pattaya, Café des Amis. Podają tu dania kuchni francuskiej i europejskiej, co jest dla nas miłą odmianą, ponieważ ostatnio jedliśmy głównie tajskie jedzenie. Światła w restauracji są mocno przygaszone, ale na każdym stoliku są lampki w kształcie UFO (aby wygodnie czytać menu). Oczywiście, że mamy zabawę używając ich do robienia zdjęć. Nasze przystawki, pierogi i stek są pyszne, a deser podany jest w płomieniach.

Liu

Our first dinner is in the hotel restaurant, Liu.  We simply could not ignore it. Liu is one of the most famous Chinese restaurants in Bangkok and it features contemporary variations of Cantonese cuisine with a dash of Shanghainese and Sichuan influence. It is probably the most famous for its Dim Sum buffet, with a huge variety of Dim Sum to indulge in. But at lunchtime we had other things to do, so we decided to pop in for dinner.

The interior is dominated by woods, reds and exposed brick, and it is a mixture of traditional with modern and sleek.

 

Nasza pierwsza kolacja jest w hotelowej restauracji Liu. Nie mogliśmy jej zignorować, bo Liu to jedna z najsłynniejszych chińskich restauracji w Bangkoku, oferująca współczesne wariacje kuchni kantońskiej z domieszką wpływów szanghajskich i syczuańskich. Liu jest prawdopodobnie najbardziej znana ze swojego bufetu Dim Sum serwowanego w porze lunchu. Ale w porze lunchu robiliśmy inne rzeczy, więc postanowiliśmy przyjść na kolację.

W wystroju wnętrza dominuje drewno, czerwień i odsłonięta cegła, trochę tradycji, trochę nowoczesnej elegancji.

The friendly staff members brought marinated nuts and sauces to make waiting more pleasant, orange juice and beer that we initially ordered, and left us with a very big menu so that we could make our food choices. That was a bit tough, to be honest.

Przyjazny personel przyniósł nam marynowane orzechy i sosy jako czekadełko oraz sok pomarańczowy i piwo, które początkowo zamówiliśmy, i zostawili nas z bardzo dużym menu, żebyśmy sobie wybrali, co chcemy pożreć. Szczerze mówiąc, z tą długą listą kuszących rzeczy było to trochę trudne.

Finally, we decided to start with a seafood thick soup and as mains, we chose steamed snow fish with wild mushroom, dates and cordyceps flowers and Angus beef with purple sweet potato.

The food was delicious and the portions very generous, but still we did not want to skip the dessert (because we are greedy). And thus, we had a chance for the first time to try famous birds’ nests, double-boiled, with ginkgo nuts and coconut milk. I will not lie here, I still cannot decide where I am with it. It was not nasty, but I have to try it again to decide if it excites me enough.

We also had, very delicious, mango pudding. And all of it was followed by Jasmin queen-green tea for me and Singapore white tea (with roses and berries) for Marcin. That was probably too much food but who cares.


Ostatecznie zdecydowaliśmy się zacząć od gęstej zupy z owocami morza, a jako dania główne wybraliśmy rybę śnieżną na parze z grzybami, daktylami i kwiatami kordycepsu oraz wołowinę Angus z fioletowym batatem.

Jedzenie było pyszne, a porcje bardzo duże, ale i tak nie chcieliśmy rezygnować z deseru (bo jesteśmy pasibrzuchy). I tak po raz pierwszy mieliśmy okazję spróbować słynnych ptasich gniazd, podwójnie gotowanych, z orzeszkami miłorzębu i mlekiem kokosowym. Nie będę tu kłamać, nadal nie mogę się zdecydować, gdzie ja z tymi gniazdami jestem. Na pewno nie były niedobre, ale muszę spróbować ich jeszcze raz, aby zdecydować, czy są wystarczająco interesujące. Wzięliśmy także bardzo pyszny deser z mango. A po wszystkim zielona jaśminowa herbata dla mnie i biała singapurska (z różami i jagodami) dla Marcina. W tym posilku było prawdopodobnie dużo za dużo jedzenia, ale kogo to obchodzi na urlopie....

 

The Black Rat

This time, we decided to visit the second Michelin recommended restaurant in Winchester - The Black Rat. Yeah, it is not your usual restaurant’s name, and neither is the logo on the menu showing the poor black rat pinned down by its four legs (and probably dead, but then it would have been worse had it still been alive, wouldn’t it?)… The restaurant is located in what we call “the black district” as there is also the Black Boy pub, the Black Bottle bar and The Black Hole B&B. Note to myself: do not come here on the 31st October perhaps…

Tym razem postanowiliśmy odwiedzić drugą rekomendowaną przez Michelin restaurację w Winchester - The Black Rat. Tak, nie jest to typowa nazwa dla restauracji, podobnie jak logo w menu przedstawiające czarnego szczura rozłożonego na plecach i przypiętego szpilkami, niczym eksponat w muzeum. Restauracja znajduje się w tak zwanej przez nas  „czarnej dzielnicy”, ponieważ znajduje się tam również pub Black Boy, bar Black Bottle, oraz hotel The Black Hole. Notatka dla siebie: może nie przychodźmy tutaj 31 października…

But here we are. The dining room resembles the old, quirky pub (it used to be a pub!) with some elements of an eccentric bookshop or antique shop thanks to various books, paintings, and other knickknacks and oddities filling the walls and corners. If you follow us for a while, you know we love quirky, so that is a good start.

Ale oto jesteśmy. Restauracja w środku przypomina stary, klimatyczny pub (kiedyś  to był pub!) z elementami ekscentrycznej księgarni lub antykwariatu dzięki różnym książkom, obrazom i innym bibelotom wypełniającym wszystkie ściany i zakamarki. A, że my kochamy taki styl, to wieczór zapowiada się dobrze.

We order our food (the menu is quite concise as opposed to the gin selection that goes on and on and on) and to fill in the waiting time they serve two types of bread with some butter. One bread is as black as the aforementioned rat. The colour is due to the black squid ink (and parmesan is added to it for a taste), and one was more ordinary but super tasty whole-wheat bread.

For a starter, Marcin takes venison tartare with nasturtium and shimeji mushrooms and I go for mussels with gnocchi. Both starters are really nice and so are the mains, lamb with artichoke for Marcin and steamed brill with king oyster mushrooms for me.

Zamawiamy nasze jedzenie (menu jest dość zwięzłe w przeciwieństwie do karty z ginem, która jest dłuższa niż Pan Tadeusz) i aby wypełnić czas oczekiwania, serwują nam dwa rodzaje chleba z masłem. Jeden chleb jest tak czarny jak wspomniany tytułowy szczur. Kolor zawdzięcza czarnemu atramentowi kałamarnicy (i dla smaku dodali do niego także parmezan), a jeden był bardziej zwyczajny, ale super smaczny z pełnoziarnistej mąki. Na przystawkę Marcin bierze tatar z dziczyzny z nasturcją i grzybami shimeji, ja wybieram małże z gnocchi. Obie przystawki są naprawdę smaczne, tak samo jak dania główne, jagnięcina z karczochami dla Marcina i skarp gotowany na parze z boczniakami królewskimi dla mnie.

We do not tend to shy away from puddings. My choice is somewhat unusual as I ignore chocolate and go for pistachio and olive oil cake with rhubarb, cheesecake and mascarpone sorbet. Try to beat it. However, Marcin makes up for my diversion and goes for my usual choice, ordering chocolate with porcini mushrooms, chestnut and filo pastry. And he loves it. But we share the deserts of course.

We had a really pleasant evening at the Black Rat, the atmosphere was nice, the staff was friendly, and the food was very decent, too.

 

Razem z Marcinem raczej nie należymy do osób stroniących od deserów. Mój dzisiejszy wybór jest nieco nietypowy, bo ignoruję czekoladę i wybieram ciasto pistacjowo-oliwkowe z rabarbarem, sernikiem i sorbetem mascarpone. Marcin naprawia jednak moje odstepstawa od normy zamawiając czekoladę z borowikami, kasztanami i ciastem filo. I jest potem zachwycony tym wyborem. Ale oczywiście dzielimy desery między sobą.

I tak spędziliśmy naprawdę przyjemny wieczór w Black Rat, atmosfera była miła, personel był przyjazny, a jedzenie było bardzo przyzwoite.