Tokyo

Maison Hermes

One of my favourite buildings in Ginza is the slender, 12-meter-wide Maison Hermes, the Hermes flagship store.

Jednym z moich ulubionych budynków jest smukły, szeroki na 12 metrów Maison Hermes, flagowy sklep marki Hermes.

It is constructed from chunky glass tiles (about 13,000 of them), allowing golden light to filter outside in the evening and making the building glow in the dark. It is the lantern of Ginza, lighting up the night. Blurred silhouettes of shoppers and staff can be seen flowing on the escalators or traversing corridors close to the glass walls, making the building even more interesting.

Jest on zbudowany z grubych szklanych kafli (około 13 000 sztuk zeszło na cały budynek), dzięki czemu wieczorem złote światło przesącza się na zewnątrz i sprawia, że budynek świeci w ciemności. To taka symboliczna latarnia Ginzy. Rozmyte sylwetki kupujących i pracowników wjeżdżających po schodach ruchomych lub przemierzających korytarze w pobliżu szklanych ścian są widoczne na zewnątrz, co sprawia, że budynek jest jeszcze bardziej interesujący.

On the eighth floor, an art space hosts various exhibitions (usually three per year). The gallery is not big but it is very pleasant.

Na ósmym piętrze w przestrzeni artystycznej odbywają się różne wystawy (zwykle trzy rocznie). Galeria nie jest duża, ale bardzo przyjemna.

Soba

Before we could eat our lunch today, we had to find the place we wanted to visit—and that was half the fun. Ginza Kagari Soba Honten is tucked away in one of those quiet little back alleys in Ginza, the kind of spot you’d walk right past if you didn’t know what you were looking for. But once you do find it, you’re in for something special.

This place has been around since 2013 and quickly built a name for itself, mostly thanks to its Tori Paitan Soba—a rich, creamy chicken ramen that people will happily queue for (and queue we did!). The silky broth is made from chicken meat and bones simmered for hours. It’s surprisingly light for something so rich, layered with umami from a blend of seafood, kelp, shiitake, and mineral-rich salt. You can also get it with shaved truffle on top (which Marcin did).

Zanim mogliśmy dziś zjeść lunch, musieliśmy najpierw znaleźć rameniarnię, którą mieliśmy na myśli — i to była połowa frajdy. Ginza Kagari Soba Honten ukryta jest w jednej z cichych, wąskich uliczek Ginzy, w takim miejscu, które łatwo przeoczyć, jeśli nie wiesz, czego szukasz.

Lokal działa od 2013 roku i dość szybko zyskał sobie renomę, głównie dzięki Tori Paitan Soba — bogatemu, kremowemu ramenowi z kurczaka, na który ludzie bez marudzenia ustawiają się w długej kolejce (staliśmy i my!). Ich jedwabisty w konsystencji bulion powstaje z mięsa i kości kurczaka, gotowanych przez wiele godzin. Zaskakująco lekki jak na tak treściwy smak, z silnymi akcentami umami dzięki mieszance owoców morza, wodorostów kombu, shiitake i soli bogatej w minerały. Można też zamówić jego wersję z tartą truflą na wierzchu (i Marcin tak właśnie zrobił).

Even though Ginza Kagari Soba has Michelin Bib Gourmand recognition, it feels very down-to-earth. The space is tiny—just a few seats around a U-shaped counter that looks very much like a sushi bar. Prices are totally reasonable, but the quality is next level.

Now, the catch: as mentioned before, there’s a line. Actually, two—one to place your order, and another to wait for a seat. All in all, it took us about an hour, but honestly, the time passed quickly, and the quality of the food was worth it.

Chociaż Ginza Kagari Soba ma wyróżnienie Michelin Bib Gourmand, miejsce to ma absolutnie zero nadęcia.  Lokal jest malutki — zaledwie kilka miejsc przy ladzie w kształcie litery U, co wygląda jak typowy bar sushi. Ceny są też bardzo przystępne, natomiast jakość jedzenia to poziom z wysokiej półki.

I teraz haczyk: jak już wspomniano, jest kolejka. Właściwie dwie — jedna do złożenia zamówienia, druga do czekania na miejsce. W sumie zajęły nam one około godziny, ale szczerze mówiąc, czas zleciał szybko, a jedzenie było warte każdej minuty.

After the meal, we took a narrow path pathway that led us around to the other side of the building. To our surprise, we found a charming little street lit up with colourful neon signs Naturally, we stopped to take a few photos.

 

Po posiłku zaciekawiło nas przez bardzo wąskie przejście, które prowadziło na drugą stronę budynku. Ku naszemu zaskoczeniu trafiliśmy na urokliwą uliczkę rozświetloną kolorowymi neonami. Oczywiście zatrzymaliśmy się, żeby zrobić kilka zdjęć.

Viola's room

We had a pleasant experience at the Art of the Brick, although the exhibition itself was not particularly big. As such, before heading home, we decided to check out the famous Viola’s Room. But first, we stop by the Upmarket Brick Lane Food Hall for some street food. This food market is rather big offering a diverse selection of options, and since we arrived early, it is pleasantly uncrowded.

 

Nasza wizyta w Art of the Brick była raczej udana, ale sama wystawa nie była szczególnie duża. Dlatego też przed powrotem do domu postanowiliśmy zahaczyć o słynny Viola’s Room.  Ale najpierw zatrzymujemy się w Upmarket Brick Lane Food Hall na street food. Ta hala targowa oferuje różnorodne potrawy głównie kuchni azjatyckiej, a ponieważ zjawiamy się wcześnie, omijają nas tłumy i kolejki.

Viola’s Room is an immersive experience that transports a small group of participants—capped at six, though our group consisted of just five—through a dimly lit dreamscape as Helena Bonham-Carter narrates Daisy Johnson’s story (an adaptation of a gothic mystery by Barry Pain called The Moon-Slave ).

 “Follow the light” is a very simple instruction from the immersive theatre company Punchdrunk, and that we do. Barefoot. And with headphones on.

The experience unfolds linearly, allowing us to walk through the narrative as if we are inside of the story. The light guides us and we follow it like human moths drawn to a flame, often brushing against the walls of narrow corridors, feet encountering different textures that match the storyline: it feels sometimes like walking through a soft sand, and the other times like stepping on old polished wood, soft carpets or grass and tree roots. It is not for people with claustrophobia I must say. The pathway is often narrow and the light is usually scarce apart from a few vividly crafted scenes illustrating the turning points of the story (the banquet hall, the lights in the garden, the tree with ballet shoes, to name just a few – they are beautifully created, with great attention to details and quite lavish imagination). Traversing this dreamscape feels very much like sleepwalking, moving through the surreal landscape of someone else’s dream. The atmosphere is exciting but tinged with a subtle layer of anxiety and foreboding that keeps us on our toes. Once the narrative reaches its conclusion (I am not going to talk about the plot to not spoil it for future visitors) we are treated to a warm foot bath and fluffy towels, allowing us to reorient ourselves before donning our shoes. Finally, we stop for a drink in a dimly illuminated bar.

 

Viola’s Room to teatr immersyjny, który przenosi małą grupę uczestników — ograniczoną do maksymalnie sześciu osób, chociaż nasza grupa składała się z zaledwie pięciu — do oświetlonego przygaszonym światłem świata snów, podczas gdy Helena Bonham-Carter opowiada historię napisaną przez Daisy Johnson (chociaż warto dodać, że jest to adaptacja gotyckiej noweli Barry’ego Paina zatytułowanej The Moon-Slave).

„Podążaj za światłem” to bardzo prosta instrukcja od Punchdrunk, grupy teatralnej odpowiedzialnej za ten spektakl i to dokładnie robimy. Boso. I w słuchawkach.

Cała historia rozwija się liniowo, pozwalając nam przejść przez narrację, jakbyśmy byli jej częścią. Światło nas prowadzi, a my podążamy za nim niczym ludzkie ćmy, często ocierając się o ściany wąskich korytarzy, podczas gdy stopy napotykają różne faktury, pasujące do aktualnej fabuły: czasami wydaje się, że idziemy po miękkim piasku, a innym razem, że stąpamy po starym polerowanym drewnie, miękkich dywanach lub trawie i korzeniach drzew. Myślę sobie, że to dobrze, że nie mamy z Marcinem klaustrofobii. Ścieżka jest często wąska, a światło zwykle skąpe, poza kilkoma barwnie wykreowanymi scenami ilustrującymi punkty zwrotne opowieści (sala bankietowa, światła w ogrodzie, drzewo obwieszone baletkami, żeby wymienić tylko kilka – są one pięknie stworzone, z wielką dbałością o szczegóły i polotem wyobraźni). Przemierzanie tych instalacji przypomina trochę lunatykowanie, jakbyśmy poruszali się przez surrealistyczny krajobraz czyjegoś snu. Atmosfera jest ekscytująca, ale podszyta subtelną warstwą niepokoju i złego przeczucia, które trzymają nas cały czas w napięciu. Gdy narracja dobiega końca (nie będę opowiadać o fabule, żeby nie zepsuć nikomu zabawy), czeka na nas ciepła kąpielą stóp i swieże ręczniki. Na koniec, już z butami na nogach, zatrzymujemy się na drinka w nastrojowo oświetlonym barze.

On our way back, we decide to stop by the Outernet to see if there are any new presentations on display. To our delight, there are! We linger for about half an hour. Check them out!

W drodze powrotnej postanawiamy zatrzymać się przy Outernet, aby sprawdzić, czy są jakieś nowe prezentacje. Ku naszej uciesze, są! Zatrzymujemy się więc na około pół godziny. Poniżej nasza krótka video relacja.

Afterwards, we head over to the Bao Spot on Newport Street to keep our street food theme going strong. Just a few meters away, we can’t resist popping into Donutelier, which has gained a reputation as the best doughnut shop in London. We grab a selection of their fantastic doughnuts to enjoy as a sweet treat before catching the train home (and then at home). And we also get some free sweets at the train station, too. Marcin likes them, me - not so much.

 

Następnie udajemy się do Bao Spot na Newport Street, aby podtrzymać dzisiejszy motyw przewodni, czyli street food. Kilka metrów dalej nie możemy się też oprzeć, by nie wpaść do Donutelier, który zyskał reputację najlepszego sklepu z pączkami w Londynie. Kupujemy kilka ich fantastycznych pączków, aby cieszyć się nimi jako słodką przekąską przed złapaniem pociągu do domu (i w domu). A jeszcze dostajemy darmowe słodycze na stacji Waterloo. Marcin je zjada, bo mi tak średnio smakują.

Amezaiku at Solomachi

Below Tokyo Skytree we visit a big shopping mall, called Tokyo Solamachi. It is a large shopping complex with a variety of retail stores and restaurants, and entertainment options for visitors to enjoy. I buy a top printed with cats and then we buy some very Japanese sweets.

 

Poniżej Tokyo Skytree odwiedzamy duże centrum handlowe o nazwie Tokyo Solamachi. Jest to duży kompleks handlowy z różnorodnymi sklepami i restauracjami oraz, ujmijmy to „punktami rozrywki” dla odwiedzających. Kupuję tu sobie koszulkę z nadrukiem kotów, a potem kupujemy jeszcze tradycyjne japońskie słodycze.

There is also a Pokemon centre and a crazy amount of claw machines.

Jest tu także centrum Pokemon i szalona ilość automatów z chwytakami

Finally, we find what we were looking for – the amezaiku selling point. Amezaiku is a traditional Japanese art form that involves crafting elaborate, detailed sculptures made entirely from sugar candy. In Tokyo a bunch of artisans who specialise in creating these edible works of art remains active. They use specially heated sugar syrup, which they shape and sculpt into various forms such as animals, flowers, and characters from Japanese folklore. The delicate process involves pulling, twisting, and stretching hot sugar mass to create intricate designs that can be incredibly detailed and lifelike. Amezaiku art has a long history in Japan, dating back to the Edo period (1603-1868), where it was often sold at street stalls as a form of entertainment for children.

Wreszcie znajdujemy to, czego szukaliśmy – punkt sprzedaży amezaiku. Amezaiku to tradycyjna japońska forma sztuki polegająca na tworzeniu wyszukanych, szczegółowych rzeźb wykonanych w całości z masy cukrowej. W Tokio nadal aktywnie działa grupa rzemieślników specjalizujących się w tworzeniu tych jadalnych dzieł sztuki. Używają oni specjalnie podgrzanego syropu cukrowego, z którego kształtują i rzeźbią różne formy, takie jak zwierzęta, kwiaty i postacie z japońskiego folkloru. Proces tworzenia tych ozdób polega na ciągnięciu, skręcaniu i rozciąganiu gorącej masy cukrowej w aż do uzyskania skomplikowanych projektów, które mogą być niezwykle szczegółowe i realistyczne. Sztuka Amezaiku ma w Japonii długą historię, sięgającą okresu Edo (1603-1868), kiedy figurki cukrowe były sprzedawane na ulicznych straganach.

We buy a beautiful koi fish, and this means we have to head back to the hotel as we do not want to risk damaging it. (It is going to be a pain in our bottom during the travel to Seoul, ha!). But before we are off, we decide to stay for a quick bowl of delicious ramen.

Kupujemy figurkę pięknego karpia koi, a to oznacza, że musimy wracać do hotelu, bo nie chcemy ryzykować jej uszkodzenia. (Już wiem, że podczas dalszej podróży do Seulu czuwanie nad rybką będzie co najmniej upierdliwe). Zanim jednak wyruszymy do hotelu, postanawiamy zostać jeszcze na szybką miskę pysznego ramenu

Skytree

We cross Sumida River and go to the very well visible Skytree.

 

Przekraczamy zatem rzekę Sumida i udajemy się do bardzo dobrze widocznego Skytree.

Standing tall at 634 meters, the Skytree is the tallest structure in Japan, and fun fact - the number 634 can be read as "Musashi," a historic name of the Tokyo Region. It's also the third tallest in the world, trailing behind the Burj Khalifa in Dubai and the Merdeka 118 in Kuala Lumpur.

Built in 2012, it boasts a unique lattice-like design and two observation decks: the Tembo Deck at 350 meters and the Tembo Galleria at 450 meters, offering incredible views of Tokyo and beyond.

Wysoka na 634 metry wieża Skytree jest najwyższą konstrukcją w Japonii, a ciekawostka – liczbę 634 można odczytać jako „Musashi”, historyczną nazwę regionu Tokio. Wieża ta jest także trzecim najwyższym na świecie budynkiem, zaraz za Burj Khalifa w Dubaju i Merdeką 118 w Kuala Lumpur.

Zbudowana w 2012 roku wieża może pochwalić się unikalnym ażurowym projektem i dwoma tarasami widokowymi: Tembo Deck na 350 metrach i Tembo Galleria na 450 metrach, skąd roztaczają się niesamowite widoki na Tokio i okolice.

Luckily, we have pre-purchased tickets, so we bypass the queue on the 4th floor, where the entrance is located. Zooming up in one of the super-fast elevators (going up at 600m/s!), we reach the 350-meter Tembo Deck in a flash. The deck has expansive windows that give us a 360-degree panoramic view of the city. There's a second elevator that takes us to the 450-meter-high Tembo Galleria, a spiral ramp offering more stunning views as we circle the tower.

Na szczęście bilety mieliśmy wcześniej zakupione, więc omijamy kolejkę na czwartym piętrze, gdzie znajduje się wejście. Wjeżdżając jedną z superszybkich wind (wznosimy się z prędkością 600 m/s!), w mgnieniu oka docieramy na wysokość  350 metrow do Tembo Deck. Na tym poziomie znajdują się rozległe okna, z których roztacza się panoramiczny widok na całe miasto. Do 450-metrowej Galerii Tembo można dojechać drugą windą – jest to spiralna rampa, z której roztaczają się wspaniałe widoki, które podziwiamy okrążając wieżę.

After exploring, we make a stop at the café on the Tembo Deck for ice cream and soda. We also stop at the glass-floored section for a bird's eye view of the ground below. And of course, we collect the stamp here - a classic Tokyo attraction tradition.

Po zwiedzaniu zatrzymujemy się w kawiarni na Tembo Deck na lody i picie. Przechodzimy również po szklaną podłodze, patrząc na Tokio pod naszymi stopami. I oczywiście robimy pieczątkę w notesie– to klasyczna tradycja atrakcji w Tokio, prawie każda ma swoja własną pieczęć.