travel

Just behind the corner

There were times when I had to persuade my husband (not yet husband back then) to go with me to a gallery. But he quickly got the bug and now galleries clearly call him. He was very excited to spot we are staying just behind the corner from the Scottish National Portrait Gallery and so we start this day from visiting it. The building itself is quite remarkable (check the video below) made from red sandstone in neogothic style. Figures of poets and monarchs watch down over the street, whilst William Wallace (think Braveheart) and Robert the Bruce (the “Outlaw King” on Netflix may refresh your memory if history of Scotland is not your strong point) flank the entrance.

The Great Hall inside is simply stunning. Along the first floor balustrade you can admire a frieze with procession of Famous Scotts, and there are also huge murals depicting important scenes from the Scottish history.

Dawno, dawno temu musiałam długo namawiać mojego męża (wtedy jeszcze nie męża), żeby poszedł ze mną do galerii. Ale szybko złapał bakcyla i teraz galerie wyraźnie same do niego wołają. Az wiec podskoczył z radości, odkrywając, ze nasz hotel  znajduje się dosłownie za rogiem Szkockiej Narodowej Galerii Portretów. Dzisiejszy dzień  zaczynamy właśnie od tej galerii. Sam budynek już robi wrażenie (patrz wideo poniżej) - wykonany z czerwonego piaskowca w stylu neogotyckim, z wielkimi postaciami poetów i monarchów obserwujących ulicę poniżej, podczas gdy William Wallace (pomyśl o „Braveheart”) i Robert the Bruce („Król wyjęty spod prawa” na Netflix może odświeżyć waszą pamięć, jeśli historia Szkocji zaciera się w pamięci) pełnią straż przy wejściu.

Wielka Sala w środku jest jeszcze bardziej impoujaca. Wzdłuż balustrady pierwszego piętra można podziwiać fryz z procesją sławnych Szkotów, uwagę przyciagaja także ogromne malowidła ścienne przedstawiające ważne sceny z historii Szkocji.

From here we go up to the exhibition rooms and admire the huge collection of portraits. The temporary exhibitions are much less impressive in our (subjective of course) opinions. Alison Watt’s “A Portrait Beyond Likeness” is not half as exciting as I expected reading the concept description of this project and Thomas Joshua Cooper’s “The World's Edge” makes me think “the king is naked”. These are just random (B&W of course because you know, it is ART) pictures of various places with composition and light questionable at best. I am sorry, but I am not going to lie, pictures like these I would have deleted from my camera card. But this is not so important after all, because the portrait exhibitions are wonderful and we enjoy our visit a lot.

Stąd idziemy w górę do sal wystawowych i podziwiamy ogromną kolekcję portretów. W naszych (oczywiście subiektywnych) opiniach znacznie mniej imponujące są wystawy tymczasowe. „A Portrait Beyond Likeness” Alison Watt nie jest w połowie tak ekscytujący, jak się spodziewałem, czytając opis koncepcji tego projektu, a „The World's Edge” Thomasa Joshuy Coopera sprawia, że ​​myślę „król jest nagi”. Są to po prostu przypadkowe (czarno-białe oczywiście, bo w końcu to jest SZTUKA) zdjęcia różnych miejsc, których kompozycja i światło są co najwyżej wątpliwe. Przykro mi, ale nie będę kłamać, takie zdjęcia usunęłabym z karty własnego aparatu. Ale to wszystko nie jest takie ważne, bo główne wystawy portretowe są fantastyczne i wizytę tutaj uznajemy za bardzo udaną.

We also, surprise, surprise, did not skip the café. They serve delicious cakes and nice lunch meals. First point of the day ticked off and now we are off to the Charlotte’s square.

Rzecz jasna nie pominęliśmy także kawiarni. Serwują tu pyszne ciasta i smaczne lekkie dania na lunch. I tak nam minął ranek, a teraz ruszamy jeszcze na plac Charlotty.

Assheton Arms

Last night we spent in the Assheton Arms, a inn overlooking a pleasant village of Downham. The whole village has this lovely old-fashioned feel, as if time run much slower here and so you move 60-80, maybe even 100 years back when you enter… You nearly expect to see people dressed differently (but this did not happen!). The inn is located opposite a charming village church, and even though this morning welcomed us with cloudy sky and a few droplets of rain (fortunately it did not started to rain properly) it was beautiful enough to take a 360 degrees panorama – check below.

The inn itself was quite OK, the room all decorated in grey and beige had a big comfortable bed and a very nice bath tub, and that is what we needed the most last night.  We have had our continental breakfast (they did not serve hot breakfast today) and it is now time for the second part of our journey to Edinburgh. See you from there.

 

Ostatnią noc spędziliśmy w Ashheton Arms, w samym środku bardzo malowniczej wioski Downham. Downham to jedno z tych miejsc, gdzie ma się wrażenie, że czas płynie tu znacznie wolniej i nagle jesteś jakieś 60-70 , może nawet 100 lat wcześniej… Prawie spodziewasz się, że zobaczysz ludzi ubranych w stroje charakterystyczne dla epoki (co, rzecz jasna, nie ma jednak miejsca). Nasz hotel znajduje się naprzeciwko uroczego wiejskiego kościoła i choć tego ranka przywitało nas dość mocno zachmurzone niebo, a nawet kilka kropel deszczu (na szczęście nie rozpadało się na dobre) to było na tyle ładnie, że zrobiliśmy panoramę 360 stopni – link do panoramy znajdziecie poniżej.

Sam zajazd był całkiem OK, nasz pokój utrzymany w szaro-beżowych tonacjach miał duże wygodne łóżko i równie dużą wannę, i to jest to, czego najbardziej potrzebowaliśmy ostatniej nocy. A teraz zjedliśmy kontynentalne śniadanie (śniadania na gorąco dzisiaj nie serwowali) i czas na drugą część naszej podróży do Edynburga. Do zobaczenia zatem już stamtąd.

New adventure begins at the Emporium...

We are on the go again! First time since Covid malarkey kicked in we are on a proper vacation, even if still within the UK. We are off to Scotland, but decided to stop for the night halfway through the way and as our B&B is not serving dinners tonight, we sidetracked to a nearby Clitheroe to dine in the Emporium.

I am oh so tired; I have been working the whole weekend and then also through the night, practically until we left this noon (after somewhat haphazard packing), and Marcin is not much better but we do not regret coming here for the food. The place has a tone of character; it is housed in the former chapel, and lavishly decorated with huge mirrors, framed pictures and paintings, and fantastic crystal lamps. I understand that furniture is on sale so the pub also works as a showroom and so the interior details probably change on regular basis.

For our mains, we take pan-fried sea bass with asparagus, artichoke and cauliflower puree, and mussels in garlic sauce that come with potato fries for some reason. The food is quite OK, especially mussels, and the deserts (warm chocolate brownie served with ice cream for me and a selection of ice cream for Marcin) are even better. So here it is, the beginning of the new adventure.

Znowu jesteśmy w drodze! Po raz pierwszy od pojawienia się pandemii jesteśmy na porządnych wakacjach, nawet jeśli wciąż jedynie w obrębie Wielkiej Brytanii. Wyruszyliśmy dzisiaj do Szkocji, ale zdecydowaliśmy się zatrzymać na noc w połowie drogi, a ponieważ nasz hotel nie serwuje aktualnie wieczornych posiłków, zboczyliśmy do pobliskiego Clitheroe, aby zjeść w Emporium.

Jesteśmy naprawdę zmęczeni - to był pracujący weekend, a potem jeszcze pracowałam całą noc z niedzieli na dzisiaj, a Marcin w sumie też miał niewiele lepiej, ale nie żałujemy, że przyjechaliśmy tu na obiad. Emporium ma tonę charakteru; mieści się w dawnej kaplicy, wnętrza są urządzone z rozmachem w dość eklektycznym stylu, ściany zdobią ogromne lustra w wielkich złoconych ramach, wszędzie wiszą kryształowe lampy, ale przy tak wysokich sufitach nie jest to ani trochę przytłaczające. Z tego, co rozumiemy, niektóre widoczne tu rzeczy można kupić, więc pub pełni również funkcję wystawowe – dekoracja jego wnętrza prawdopodobnie zmienia się dość regularnie.

Czas na obiadokolację. Na dania główne wybieramy smażonego okonia morskiego ze szparagami, karczochami i puree z kalafiora oraz małże w sosie czosnkowym, które z jakiegoś powodu są tu podawane z frytkami. Desery (czekoladowe brownie podawane z lodami i wybór lodów dla Marcina) są jeszcze lepsze. I takim sposobem przyjemny obiad w losowo wybranej miejscowości  staje się początkiem nowej wakacyjnej przygody.

Temple of the Dawn

We go back to the Chao Phraya river to, a bit perversely, watch Temple of the Dawn at dusk. We decided to watch the evening spectacle of light from the rooftop bar of the Sala Rattanakosin. As we arrive early, we get the best sits and - waiting for the sunset - we happily drink hectolitres of cocktails, mocktails, and beer.

 

Wracamy nad rzekę Chao Phraya, by nieco przewrotnie obejrzeć Świątynię Świtu o zmierzchu. Postanowiliśmy obejrzeć cowieczorny spektakl światła z baru na dachu hotelu Sala Rattanakosin. A ponieważ jesteśmy tu dość wcześnie, to mamy najlepsze możliwe miejscówki i - czekając na zachód słońca - radośnie wypijamy hektolitry koktajli (z i bez alkoholu), a Marcin także piwa.

I will not write too much as the pictures will tell the story best, but the sunset was beautiful and quiet, even though the traffic on the river was somewhat insane, and then the sanctuary lights went on and the Arun Temple looked just magnificent.

 

Nie będę się zbytnio rozpisywać, bo zdjęcia opowiedzą tą historię najlepiej, ale zachód słońca był piękny i spokojny, mimo że ruch na rzece był nieco szalony, a potem zapaliły się światła sanktuarium i świątynia Arun wyglądała po prostu wspaniale.

Erawan Shrine

After substantial breakfast, we are ready to start exploring Bangkok again. First, we visit the Erawan shrine. It is situated near a busy and chaotic junction of streets but remains surprisingly peaceful. Colours, sounds of music, and the rich aroma of incense envelope us as we enter the square where the open-air shrine is located. It is one of the busiest temples in Bangkok, and it is dedicated to Brahma, the Hindu god of creation, depicted with four heads.  Supplicants buy flower garlands and other offerings (sugar cane, coconuts, bananas, candles) to ask for favours or give thanks. They also often pay the on-site dance troupe to perform in their name.

 

Po obfitym śniadaniu jesteśmy gotowi do ponownego zwiedzania Bangkoku. Najpierw odwiedzamy sanktuarium Erawan. Znajduje się ono w pobliżu skrzyżowania bardzo ruchliwych ulic, a więc totalnego chaosu, ale atmosfera, mimo dużej ilości osób, które się tu przewijają jest bardzo spokojna. Kolory, dźwięki muzyki i bogaty aromat kadzideł otaczają nas, gdy wchodzimy na plac, na którym znajduje się kapliczka pod gołym niebem. Erawan to jedna z najbardziej ruchliwych świątyń w Bangkoku i jest poświęcona Brahmie, hinduskiemu bogu stworzenia, przedstawianemu z czterema głowami. Suplikanci kupują girlandy z kwiatów i inne dary (trzcinę cukrową, kokosy, banany, świece), aby prosić o przysługi lub dziękować. Często płacą też na miejscu trupie tanecznej, aby wystąpiła składając bogu dzięki w ich imieniu.

From here we walk to the Skytrain station – Bangkok’s elevated train service, to finally get to the Jim Thompson’s House Museum. We are in the commercial centre of downtown, in Pathumwan, packed with huge shopping malls and bustling with people, but SkyTrain makes it easy to avoid the congestion. After getting off, we follow the XIX-century khlong (the man-made canal) and soon we are at the entrance of Jim Thompson’s dwelling.

 

Stąd idziemy złapać SkyTrain, pociąg jeżdżący po wysokiej estakadzie, by w końcu dotrzeć do Muzeum Domu Jima Thompsona. Jesteśmy w handlowym centrum śródmieścia, w Pathumwan, pełnym ogromnych centrów handlowych i setek tysięcy ludzi, ale SkyTrain to sposób na uniknięcie korków. Po wyjściu z pociągu podążamy wzdłuż XIX-wiecznego khlong (sztucznego kanału) i wkrótce jesteśmy przy wejściu do domu Jima Thompsona.