travel

Off to Peru

No matter how profoundly I plan and persuade myself that I’ll be the paragon of organization, I invariably find myself engaged in a not-so-glamorous all-nighter before every trip. Yes, it’s true. The departure time was ostensibly set for this evening, but here I am at the airport, sleep deprived, bleary-eyed and clutching a mug of earl grey like a life raft. But perhaps it’s a good thing! Because it turns out the in-flight entertainment is a total snooze-fest (note to self: never fly Avianca again without Netflix download prepared). So, there I am hoping for the vast buffet of in-flight movies to catch up with, but my only option is the sweet embrace of sleep (thank you, exhaustion!).

The food is also not really worth mentioning. Not that I was particularly wed to the idea of airplane cuisine (after all, we had quite delicious sandwiches at the airport), but what we got is perfectly mediocre. Thank goodness the seats are comfy enough.

Bez względu na to, ile planuję i jak obiecuję sobie, że tym razem będę wzorem organizacji i wyruszę w podróż przygotowana i wypoczęta, prawie niezmiennie przed każdym lotem mam za sobą nie przespaną noc (praca to zuo). Chociaż tym razem godzina odlotu przypada wieczorem, oto jestem na lotnisku, pozbawiona snu of ponad doby, ściskając kubek earl greya jak tratwę ratunkową. Ale może to i dobrze! Ponieważ okazuje się, że „rozrywka” na pokładzie to totalne nudy(notatka dla siebie: nigdy więcej nie lataj Aviancą bez pobrania jakiegoś serialu z Netflixa). Tak więc rozwiane zostają moje nadzieje, że nadrobię zaległości kina zachodniego na pokładzie i moją jedyną sensowną opcją jest zapaść w słodkie objęcia snu (wyczerpanie jest jednak przydatne).

Jedzenie serwowane przez Aviancę również nie jest za bardzo warte wzmianki. Nie żebym była szczególnie optymistycznie nastawiona do posiłków samolotowych - dlatego przd odlotem pożarliśmy bagietki z lotniskowego Preta. Na szczęście siedzenia są wystarczająco wygodne i bardzo zmęczony człowiek może nawet zasnąć.

Fast forward 11 long hours (11 hours!!!) and we finally land in Bogotá, where we enjoy (or maybe suffer, I am not sure to be honest) a four-hour layover. We found a little restaurant near our gate and we decided to have some soup. It was less about hunger and more about a need to fill the slow ticking clock with something.

11 długich godzin później w końcu lądujemy w Bogocie, gdzie cieszymy się czterogodzinną przerwą na przesiadkę (a może bardziej cierpimy z jej powodu - szczerze mówiąc, nie jestem pewna). Niedaleko naszej bramki znajdujemy małą restaurację i postanawiamy zamówić sobie zupę. Mniej chodzi o głód (jaki w ogóle głód?), a bardziej o wypełnienia czymś czasu. Na wakacjach kalorie nie tuczą, co nie?

Then it is back on a plane to Cusco! Just over three hours later, we discovered that despite the weather forecast had promised doom and gloom (which had apparently been taking things a tad too far with the rain this year - let me just say, I was half-prepared to build an ark), we are welcomed with relatively warm weather and a blue(ish) sky.

Now, the bureaucratic soap opera unfolds when we try to register our drone on entry. Let’s just say it is the kind of ordeal you expect from a spy movie gone wrong—tedious and involving lots of waiting. And I mean LOTS of waiting. But then, as fate would have it, the hotel rep is still waiting for us and within moments, we are whisked away in a taxi to our hotel. And lo and behold! We arrived before I could blink twice—just in time to join in our online Korean lesson.

 

A potem jest wreszcie samolot do Cusco. Niecałe trzy godziny później odkryliśmy, że pomimo prognozy pogody zapowiadającej ciągłe burze i deszcze(pora deszczowa w tym roku była dość dramatyczna i z opisów wynikało, że powinniśmy ostro przemyśleć zbudowanie arki), zostaliśmy przywitani stosunkowo ciepłą pogodą i błękitnym(w miarę)niebem.

Ale zanim opuściliśmy lotnisko czekała nas jeszcze biurokratyczna opera mydlana związana z zarejestrowaniem naszej drony przy wjeździe. Stresu za dużo nie było, za to było mnóstwa czekania. I mam na myśli MNÓSTWO czekania. Na szczęście przedstawiciel hotelu wciąż na nas czekał i zaraz zorganizował taksówkę, która odwiozła nas do centrum miasta.

Lotnisko w Cusco jest dość blisko do centrum, wiec dotarliśmy, zanim zdążyłam mrugnąć dwa razy – akurat na czas, aby dołączyć do naszej internetowej lekcji koreańskiego. Nie ma lekko.

Off to Marrakech (again)

The taxi pulls up in front of our house at 2 am, and I'm just about ready with my packing. I could really use another two hours to wrap up some work tasks, but that will have to wait. Marcin is asleep in the car, as usual, while I chat with the driver. Before I know it, we're arriving at Gatwick. Check-in is quick and efficient, leaving us some time to grab a bite to eat before our flight. I’m not sure why we feel hungry at 5 am, but being at the airport is an excuse good enough. We stop at Itsu and opt for sushi, miso soup, and chocolate bao.

Once aboard the plane, we both drift off to sleep. When we wake up again, we find ourselves in Marrakech. The airport check-out takes longer than expected, with incredibly long queues, but at least the process is smooth. Finally, our driver from the riad is there to greet us. And just like that, the adventure begins…

 

 

Taksówka podjeżdża pod nasz dom o 2 w nocy i akurat zdążyłam dokończyć pakowanie. Tak naprawdę przydałyby mi się jeszcze ze dwie godziny, żeby skończyć kilka zadań do pracy, ale cóż, będzie musiało to chwilę poczekać. Marcin w taksówce od razu zasypia, jak zwykle zresztą, podczas gdy ja rozmawiam z kierowcą. Zanim się obejrzę, jesteśmy już na Gatwick. Odprawa przebiega szybko i sprawnie, zostawiając nam trochę czasu na zjedzenie czegoś przed lotem. Nie wiem, dlaczego w ogóle myślimy o jedzeniu o 5 rano, ale bycie na lotnisku jest wystarczająco dobrą wymówką w naszych głowach... Zatrzymujemy się więc w Itsu na sushi, miso i czekoladowe bao. Po wejściu na pokład samolotu oboje zasypiamy. Kiedy się budzimy, okazuje się, że jesteśmy już praktycznie w Marrakeszu. Odprawa na lotnisku trwa dłużej niż się spodziewaliśmy, bo wszędzie są bardzo długie kolejki, ale przynajmniej proces przebiega sprawnie. Po drugiej stronie znajdujemy się z kierowca wysłanym do nas przez riad i tak zaczyna się kolejna marokańska przygoda…

Another new beginning

Here we go again. This time the destination is hot (just check the weather forecast below). It is time to pay a visit to dear old Africa again. We will return to Gatwick, but unfortunately, we must start from Luton. So first it is a few hours in a car (we took a taxi), then a short visit to the Pret at the airport, boarding, about 4 hours of flight, and finally we land in Marrakech.

The taxi driver organised by our Riad is supposed to wait for us here. I cannot wait to see the medina.

Nową podróż czas zacząć. Tym razem w miejscu docelowym jest bardzo gorąco (wystarczy sprawdzić prognozę pogody na fotce poniżej). Nadszedł czas, aby ponownie odwiedzić kochaną, starą Afrykę. W drodze powrotnej wylądujemy na Gatwick, ale niestety wylatujemy z Luton. Czyli najpierw kilka godzin w aucie (tyle dobrego, że taksówką), potem krótka wizyta u Preta na lotnisku, wejście na pokład, jakieś 4 godziny lotu i wreszcie lądujemy w Marrakeszu.

Taksówkarz zorganizowany przez nasz Riad ma tu na nas czekać. Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę medynę.

Seoul awaits

 After nearly a year of more or less systematic Korean classes, it is perhaps a good time to visit Seoul. Plane tickets were so expensive we almost gave up, but I had already booked my language school for two weeks, so in the end, we persisted. Boarding the plane, I was tired as a zombie (I had pulled out an all-nighter to finish marking my supplemental exams), so I slept away most of the flight (excuse my hair!). I watched half of a movie (fell asleep even though it was an excellent movie), had my meals, and that is all. The rest of the time, I was zoned out. Marcin was watching movies one after another.

 

Po prawie roku mniej lub bardziej systematycznych lekcji koreańskiego, przyszedł czas na odwiedzenie Seulu. Bilety lotnicze były tak drogie, że prawie zrezygnowaliśmy z tego pomysłu, ale już wcześniej zarezerwowałam szkołę językową na dwa tygodnie, więc w końcu jakoś się udało. Wsiadając do samolotu, byłam zmęczona jak nie przymierzając zombie (sporo ponad dobę bez snu bo przed samym wyjazdem miałam sierpniowe egzaminy do poprawienia), więc przespałam większość lotu (stąd “fryzura”) Obejrzałam pół filmu (zasnęłam w trakcie,  chociaż był to świetny film), zjadłam posiłki i to wszystko. Przez resztę czasu byłam wyłączona. Marcin tymczasem urządził sobie maraton fimowy.

After landing, we went to tick off our after-arrival COVID PCR (we had it pre-booked and so it went relatively smoothly) and then grabbed a taxi to the hotel. It was a rainy day in Seoul, and neon lights reflected beautifully on the wet surfaces, so everything looked quite beautiful.

 

Po wylądowaniu poszliśmy odfajkować nasz COVID PCR po przyjeździe (mieliśmy to wcześniej zarezerwowane, więc poszło stosunkowo gładko), a następnie złapaliśmy taksówkę do hotelu. To był deszczowy dzień w Seulu i neony pięknie odbijały się na mokrej nawierzchni, więc od razu nam się miasto spodobało.

We are staying in the Four Points Sheraton in Myeongdong, although it really is Euljiro. The reception is on the 4th floor, and I find it strange at first, but thinking about it, it gives you an excellent sense of privacy, not having to go through the reception each time you go in and out.

Our room is tidy and comfortable enough, and I love the view of the N Seoul tower. It is quite an iconic view (and we can also see the Myeongdong Cathedral).

 

Zatrzymujemy się w Four Points Sheraton w Myeongdong, choć tak naprawdę jest to Euljiro. Recepcja znajduje się na 4 piętrze i na początku wydaje mi się to dziwne, ale jak o tym pomyśleć, brak konieczności przechodzenia przez recepcję za każdym razem, gdy wchodzisz i wychodzisz z hotelu daje dużo większe poczucie prywatności.

Nasz pokój jest schludny i wystarczająco wygodny, a w bonusie mamy widok na wieżę N Seoul. (Możemy też z okna zobaczyć katedrę w Myeongdong).