Food

Marriot Hotel the Surawongse

For our first Stay in Bangkok, we chose two hotels: Marriot hotel The Surawongse and Banyan Tree. First is Marriot, and I am very nicely surprised by it. It does exceed my expectations somewhat. The rooms are rather compact, kept in modern minimalistic chic style with a nod to Thai history. The bathrooms are comfortable and locked in glass cubicles (but if you are shy, you can push down blinds). The facilities are what you expect from a big city luxurious hotels. The infinite pool is not huge, but the views on Bangkok are glorious, the bars and restaurants are beautifully designed (I love the slightly industrial style of Praya restaurant splashed with huge murals depicting traditional rural Thai life). The Yao rooftop bar is a place to be at sunset.

 

Na nasz pierwszy pobyt w Bangkoku wybraliśmy dwa hotele: Marriot hotel The Surawongse i Banyan Tree. Zaczynamy od Marriota i jesteśmy mile zaskoczeni. Bo hotel nieco przekracza nasze oczekiwania. Pokoje są raczej kompaktowe, utrzymane w nowoczesnym minimalistycznym eleganckim stylu, ale z ukłonem w stronę tajskiej historii. Łazienki są wygodne i zamknięte w szklanych gabinetach (ale jak ktoś jest nieśmiały to może sobie pozasuwać rolety). Udogodnienia są takie, jakich oczekuje się od luksusowych hoteli w dużym mieście. Basen nie jest ogromny, ale roztaczające się z niego widoki na Bangkok są wspaniałe, bary i restauracje są pięknie zaprojektowane (uwielbiam nieco industrialny wystrój restauracji Praya, ze ścianami pokrytymi wielkimi freskami przedstawiającymi tradycyjne wiejskie tajskie życie). Bar Yao na dachu hotelu to natomiast miejsce do podziwiania zachodów słońca.

We arrive quite early, so we check-in and go for a lovely lunch at the pool bar. And a lot of cocktails to celebrate the beginning of the holidays.  Then we go to our first sighting in Bangkok – The Bangkokian museum, because it is only a few streets away. It is a small lovely place, but I will make a separate entry about it.

 

Przyjeżdżamy do hotelu dość wcześnie, więc zaraz po check-in idziemy na lunch w barze przy basenie. I wiele koktajli z okazji rozpoczęcia wakacji.  Potem pójdziemy na nasze pierwsze zwiedzanie w Bangkoku do tzw. muzeum Bangokiańskiego, które znajduje się zaledwie kilka ulic od hotelu. To małe, urocze miejsce, ale zasługuje na osobny wpis, wiec o tym za chwilę. 

Finally, we go to the top roof bar for a few drinks (this will also be a separate entry), and then we have our seafood bar dinner at the Praya. It is phenomenal. The selection of food and dessert is overwhelming, and everything is delicious. The first day in Bangkok was absolutely smashing!

 

Na koniec idziemy do Yao baru na dachu hotelu na kilka drinków (osobny wpis do bloga), a następnie  idziemy na obiadokolacje w formie bufetu z owocami morza w Praya. Bufet jest fenomenalny. Wybór jedzenia i deserów jest olbrzymi i wszystko jest pyszne. Pierwszy dzień w Bangkoku był wiec bezdyskusyjnie udany. 

Drinks in the pool

So much happened today that to unwind and let the brain digest a little we decide to have a very lazy evening. Some colourful drinks (Aleenta is good with drinks, we have to admit) and frolicking in warm pool water makes it for us. Welcome to paradise. Later on I will go to the SPA (how nice it is to have affordable SPA at hand) as I have burnt my neck a little. 

Tyle się dzisiaj zadziało, że mamy ochotę na leniwy wieczór. Decydujemy się więc na kilka kolorowych drinków (Aleenta serwuje całkiem dobre drinki) i taplanie się w basenie. Uwielbiam fakt, ze woda i w basenie i w morzu jest tu jak podgrzewana. Witajcie w raju. Później pójdę jeszcze do SPA (jak miło mieć pod ręką SPA, w którym wizyta nie kosztuje majątku), bo trochę przypiekłam sobie dzisiaj kark na słońcu.

We overslept, kind of...

The morning is glorious again and we run to the beach basking in purples and pinks, where we splash warm (and I mean warm!) water and wait for the sun to rise. And then it seems too early for breakfast so we go back to sleep for an hour but we sleep longer... So I end up going for breakfast with wet hair and very unevenly smeared foundation (I had 30 second to do it). Who cares :). Breakfast is as always delicious, and we both go for morning soup - unthinkable at home, seems to be the most natural choice here. Plus how I love Aleenta’s fresh juices (there are four types: guava, pineapple, apple, and orange). I drink too many of them, I know. But try to stop me… Before we notice it is time to go, the car with our driver is already waiting for us - exciting day ahead as I hope to meet some langurs face to face for the first time ever. Let’s hope they are not too shy…

 Poranek znów jest przepiękny i zaraz po otwarciu oczu biegniemy na plażę skąpaną w purpurach i różach, gdzie czekamy na wschód słońca – stopy zamoczone w ciepłej (ciepłej!) wodzie, twarze wystawione do słonej bryzy. A potem wydaje się, że jest za wcześnie na śniadanie, więc kładziemy się jeszcze na godzinkę, ale śpimy dłużej... Kończę więc na śniadaniu z mokrymi włosami i bardzo nierówno roztartym podkładem (miałam 30 sekund na zrobienie makijażu). I kogo to obchodzi? Na szcęscie nikogo :). Śniadanie jest jak zawsze pyszne i tym razem oboje wybieramy na główne danie zupę - nie do pomyślenia w domu, tutaj wydaje się to najbardziej naturalnym wyborem. Uwielbiam też świeże soki Aleenty (są cztery rodzaje: guawa, ananas, jabłko i pomarańcza). Wlewam ich w siebie dużo za duo, ale szczęśliwi kalorii nie liczą. Raz, dwa, trzy i już czas na nas, samochód i kierowca czekają przed bramą - ekscytujący dzień przed nami ponieważ mam nadzieję spotkać się pierwszy raz twarzą w twarz z langurami. Miejmy nadzieję, że uda nam się je wypatrzeć…

Evening bliss

After a day full of sightseeing we spend what is left of the evening enjoying drinks at our plunge pool until it is time for dinner.and then it is time to sleep. Tomorrow early in the morning morning a new adventure begins.

Po dniu pełnym zwiedzania spędzamy resztę wieczoru delektując się drinkami nad naszym przydomowym basenikiem. Niektórzy nawet w baseniku JPotem już tylko czas na kolacje i spać. Jutro z samego rana zaczyna się nowa przygoda.

First breakfast in Aleenta

Selection of fresh juices (orange, guava, apple, and pineapple – loved them all), tea or coffee of your liking, selection of fruit, selection of fresh breads and pastries (Aleenta has its own bakery) plus whatever meal you want from the breakfast menu – this is our morning feast. My first breakfast choice is omelette, Marcin’s  - chicken’s noodle soup.  By 8 o’clock we are ready for our trip to Phetchaburi. And the driver is here on time. So far, so good…

 

 Cztery rodzaje przepysznych świeżych soków (jabłko, ananas, guawa, pomarańcza), kawa lub herbata, jaką sobie każdy życzy, różnego rodzaju pieczywa, słodkie bułki i ciastka (Aleenta ma swoją własną piekarnię), owoce i dowolne danie z karty śniadaniowej – tak wygląda nasz poranny posiłek. Ja dzisiaj wybieram omleta z warzywami, Marcin – tajską zupę z kurczakiem. O ósmej zgodnie z planem jesteśmy już po śniadaniu i gotowi na wyprawę do Pretchaburi. I jest już tez nasza taksówka. Komu w drogę, temu czas.