So today is the ATV adventure day. The company we go with collects us from the hotel, and it takes 30-40 minutes to get to the action place. We sign the documents (you know, the usual stuff, if we die, it is on us) and change clothes. We get the automatic two-seater buggy with a 600cc engine, so the punch is powerful enough, and after a short trial round, off we go (following the guide). Most of the tour takes us through the jungle, hills, and the edges of farmlands, and the landscape changes quite a lot. Marcin was told to avoid two things: going into a tree and putting the buggy's wheels into huge holes on the edge of the trails. He nearly did the first one, he definitely did the second (if only once), and he showed no remorse whatsoever, speeding and laughing like a madman. It was not a short race, we had two stops for rest and much fun in between, but the movie below will do a better job of giving you a glimpse than my writing about it. And then we came back, washed a little, and they served us a simple but delicious lunch. I had a really good afternoon; Marcin was in heaven.
Dzisiaj jest dzień przygody z ATV. Z hotelu odbiera nas firma organizująca całą zabawę, a dojazd na miejsce akcji zajmuje 30-40 minut. Podpisujemy dokumenty (to, co zwykle, jeśli zginiemy, to nasza wina i niczyja więcej) i przebieramy się w dostarczone przez nich ciuchy. Z kilku dostępnych opcji wybieramy automatyczny dwumiejscowy ATV buggy z silnikiem 600cc, więc z wystarczająco mocnym uderzeniem i po krótkiej rundzie próbnej ruszamy (podążając za przewodnikiem). Większość trasy prowadzi przez dżunglę, wzgórza i skraj pól uprawnych, więc krajobraz bardzo się zmienia. Marcinowi kazano unikać dwóch rzeczy: wjechania czołówką w drzewo i zarycia kołami buggy w wielkie dziury na skraju drogi. Prawie że zrobił to pierwsze, zdecydowanie zrobił to drugie (chociaż tylko raz) i nie okazał żadnej skruchy, pędząc i śmiejąc się jak szaleniec. To nie była krótka trasa, mieliśmy dwa postoje na odpoczynek i dużo zabawy pomiędzy, ale poniższy film lepiej wam o tym opowie niż moje pisanie. A potem wróciliśmy do punktu wyjścia, mogliśmy się trochę opłukać i zaserwowali nam prosty, ale pyszny lunch. Ja miałam dzisiaj dobry dzień; Marcin był w niebie.